Powoli kończą się czasy, w których niewidomi i niedowidzący skazani są na wegetowanie w czterech ścianach.
Coraz częściej wychodzą oni z domu, starają się w pełni korzystać z dobrodziejstw świata, przełamują własne bariery i udowadniają, że niewidomy absolutnie nie jest synonimem nieszczęśliwego człowieka. Owszem, jest im trudniej, ale przezwyciężanie lęków i słabości jeszcze bardziej motywuje ich do inwestowania we własny rozwój. Szkoda tylko, że nie zawsze mogą w pełni korzystać z dobrodziejstw technologicznych. Istnieje bowiem wiele takich elementów, nad którymi pełnosprawny człowiek w ogóle się nie zastanawia, przechodzi nad nimi do porządku dziennego, a osobom z dysfunkcją wzroku znacznie ułatwiają one funkcjonowanie. W niniejszym tekście chciałbym skupić się na zewnętrznych i wewnętrznych zapowiedziach emitowanych w komunikacji miejskiej. Wszak bez tejże komunikacji trudno byłoby dotrzeć do szkoły, na uczelnie, do pracy, sklepu czy na spotkanie z przyjaciółmi. Ale czy wystarczy, parafrazując słowa znanej piosenki: wsiąść do autobusu/tramwaju byle jakiego…? Wbrew pozorom nie jest to takie proste. Często bowiem trzeba prosić o informacje udzielaną przez innych pasażerów komunikacji miejskiej. A osoby niewidome i słabo widzące są przecież ambitne i w jak największym stopniu chciałyby być samodzielne. W podróżowaniu wielkim ułatwieniem jest, a raczej może być dobrze działający system informacji pasażerskiej. W tym miejscu warto postawić kluczowe dla rozważań nad tą kwestią pytania. A mianowicie, czy poszczególni przewoźnicy w różnych miastach zauważają Odmienne potrzeby percepcyjne osób niewidomych i słabo widzących oraz na ile wykorzystywany jest potencjał nowoczesnych systemów informacji pasażerskiej w autobusach i tramwajach, tak by ułatwić życie osobom z dysfunkcją wzroku?
O ile bez większego problemu w różnych miastach można dostrzec inwestycje w tabor komunikacyjny na przestrzeni ostatnich lat, o tyle trudno nie oprzeć się wrażeniu, że często w parze nie idzie z nim wdrażanie nowych technologii, które w XXI wieku powinny być chlebem powszednim. Nie odkryje bowiem Ameryki, pisząc, że system zapowiedzi zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych ułatwia odnalezienie się w rzeczywistości. Te pierwsze emitowane są już w wielu miastach, lecz te drugie wciąż należą do rzadkości. Przewoźnicy obrali różne drogi mierzenia się z tym problemem. Nie ma jednej doskonałej, ale z pewnością są one mniej lub bardziej skuteczne. Wydaje się, że jednym z polskich miast, które najlepiej poradziło sobie z tą kwestią, jest Wrocław. W stolicy Dolnego Śląska wprowadzono obligatoryjną emisję zapowiedzi zewnętrznych informującą o numerze autobusu/tramwaju oraz kierunku jazdy. Takie rozwiązanie może być jednak nieco uciążliwe dla lokatorów zamieszkujących przy przystankach. Inne rozwiązanie zastosowano chociażby w Warszawie, gdzie kierowca/motorniczy ma obowiązek włączyć zapowiedź, widząc niewidomego na przystanku, ale jak można się łatwo domyślić – teoria często mija się z praktyką. W niektórych miastach wprowadzono też specjalne piloty, przy pomocy których niewidomy może dowiedzieć się o numerze środka transportu, który akurat podjeżdża. Prekursorami tego rozwiązania są Tarnów i Łódź. Te dwa miasta udowodniły, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wyposażyły one wszystkie pojazdy komunikacji miejskiej w systemy głośnomówiące. Szkoda, że w ich ślady nie poszły kolejne miasta.
Dość specyficzna sytuacja jest za to w moim mieście, czyli Szczecinie, gdzie nawet wewnętrzne komunikaty informujące o nazwie przystanku nie są emitowane za każdym razem, choć powinny. W tym miejscu warto jednak pochwalić motorniczych, bowiem już wielokrotnie mi się zdarzyło, że w trakcie mojego podróżowania tramwajem nagle zapowiedzi wewnętrzne zaczynały być emitowane jakby motorniczy włączał je, widząc osobę z białą laską wsiadającą do jednego ze środków komunikacji miejskiej. Można by rzec, że jest to trochę złoty środek, jednak w praktyce zapowiedzi powinny być emitowane zawsze. Z kolei zewnętrzne należą do rzadkości. Jedynie część taboru tramwajowego ma możliwość ich emisji, za to w autobusach się ich nie uświadczy, przez co kompletnie nieprzydatne są piloty, które można otrzymać w PZN. Przy ich pomocy co najwyżej można dowiedzieć się za ile czasu przyjedzie nasz środek transportu, ale to też tylko na nielicznych przystankach, a mianowicie na takich, które wyposażone są w specjalne tablice elektroniczne Niestety, również ich jest niewiele. Zatem osoba posiadająca chociażby iphone’a i korzystająca z aplikacji dedykowanych osobom niewidomym sama może sprawdzić sobie rozkład jazdy danej linii. Niby więc Szczecin jest dużym miastem wojewódzkim, które jednak nie radzi sobie z zapewnieniem komfortu podróżowania osobom niewidomym i niedowidzącym. No właśnie, nie radzi sobie, a może po prostu nie chce sobie poradzić? Wydaje się, że ZDiTM jest nawet tym problemem nie bardzo zainteresowany, a osoby mające problem ze wzrokiem, chcąc samodzielnie podróżować, są w dużej mierze skazane na pomoc ze strony innych pasażerów, prosząc ich o informację jaki autobus lub tramwaj w danym momencie nadjeżdża. A przecież tak naprawdę niewiele by trzeba, żeby podwyższyć komfort podróżowania osobom z dysfunkcją wzroku. Wystarczyłoby wprowadzić odpowiednie zapisy w przetargach na nowe środki komunikacji, a w istniejących wprowadzić rozwiązania technologiczne, które umożliwią emitowanie zapowiedzi zewnętrznych. Niekoniecznie zawsze, ale w sytuacjach, w których byłyby potrzebne. Ich synchronizacja z pilotami mogłaby sprawić, że użyteczność tych drugich znacznie by wzrosła. Można by też pokusić się o stworzenie aplikacji, przy pomocy której niewidomy dowiadywałby się jaki środek transportu akurat nadjechał, choć w tym przypadku problem mógłby się pojawić, kiedy jednocześnie na danym przystanku stanęłyby przykładowo trzy autobusy, jak dzieje się w dużych węzłach komunikacyjnych. Ale pewnie i ten problem dałoby się jakoś obejść, wystarczyłoby tylko trochę pieniędzy i zaangażowania, by dostrzec problem niedostosowanej komunikacji szczecińskiej do potrzeb osób niewidomych i słabo widzących.
Wychodzi więc na to, że poszczególni przewoźnicy tylko w nielicznych miastach sprostali wyzwaniu. W większości miast nie potrafią lub nie chcą oni uporać się z wprowadzeniem zmian tak ważnych dla osób niewidomych i słabo widzących. Każdy sobie rzepkę skrobie, a tracą na tym ci najsłabsi, najbardziej potrzebujący. Zapewne dopiero odgórne regulacje prawne stworzone chociażby przez Unię Europejską zmobilizowałyby przewoźników do baczniejszego zwracania uwagi na potrzeby osób z dysfunkcją wzroku. Na razie na to się jednak nie zanosi, więc niewidomi i słabo widzący muszą funkcjonować w takiej rzeczywistości jaka jest. Na problem mogą zwrócić uwagę Polskiemu Związkowi Niewidomych, różnym fundacjom oraz sami monitować te kwestie w zarządzie transportu miejskiego, tak by ludzie za niego odpowiedzialni mieli świadomość, że jednak problem jest. Nie można dać go zamieść pod dywan, bo stosunkowo niewielkim kosztem można by zrobić zdecydowanie więcej dla grupy społecznej mającej problem ze wzrokiem. Trzeba tylko chcieć! A Wrocław, Tarnów czy Łódź pokazały, że chcieć, to móc.
Radosław Nowicki - słabowidzący Pasażer komunikacji miejskiej w Szczecinie